wtorek, 05 stycznia 2010
Mniejszość Polska w Niemczech. Dzielenie i rządzenie, antypolskie chwyty. Tekla Stańczyk i Stefan Kosiewski, rozmowa.
![]() Tekla Stańczyk: We "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ukazał się 1 stycznia artykuł zapowiadający rozwiązanie problemu mniejszosci polskiej w Niemczech w pragmatyczny sposób. Za pomocą niemieckich pieniędzy, które mają otrzymać na prowadzenie swojego biura w Berlinie polskojęzyczni aktywiści popierani przez Ambasadę RP a także zadeklarowania bliżej nieokreślonego poparcia strony niemieckiej dla naczania języka polskiego w Niemczech. - Czy Polacy żyjący w Niemczech, zrzeszeni w przeróżnych
organizacjach, a jako grupa etniczna nie uznawani
przez stronę niemiecka za mniejszość narodową w
Republice Federalnej Niemiec, mogą spodziewać się poprawy swojej sytuacji po rozwiązaniach, które zapowiada wspomniany
artykuł prasowy?
Czego nowego i dobrego
dla Polaków w Niemczech spodziewają sie w 2010 roku prowadzone przez pana organizacje:
Polskie Stowarzyszenie Szkolne "Oświata" i Polnisches
Kulturzentrum we Frankfucie nad Menem?
Stefan Kosiewski: Dzisiejsza prasa
w Niemczech donosi o wycofaniu personelu dyplomatycznego Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii
z Jemenu i Somalii oraz o zamiarze wystartowania przez oba te
światowe mocarstwa atomowe nowej militarnej
ofensywy antyterrorystycznej, co w rocznicę izraelskiej ofensywy w Gazie zapowiada zmiany w polityce
zagranicznej Warszawy i Berlina. Można się spodziewać,
że polscy żołnierze niemieckimi samolotami dostarczani będą wkrótce do Afryki i na Półwysep Arabski, by
rękami rządu Donalda Tuska zrealizować cel polityczny i marzenie braci Kaczyńskich o sojuszu gruzińsko-żydowsko-polskim.
Taka polityka prowadzić będzie do pogrążania Polski
w dalsze zacieśnianie sojuszy, zwiększanie
zaangażowania militarnego Polski na wszystkich
frontach świata i do zwiększanie zadłużenia
państwa polskiego. Nie są to rzeczy dobre ani dla
świata, ani dla Polaków.
Wasalizacja polityki zagranicznej Rzeczypospolitej Polskiej przestaje być groteskowa, a
jest już po prostu okrutnie śmieszna jak tragiczne i
żałosne były zabiegi polityków w Polsce o realizację offsetu przyrzeczonego przez USA oraz o
instalację tarczy. Wyjaśnianie ludziom przez
polityków zarówno w
Niemczech jak i w Polsce, że zamierzone rzekomo zakończenie wojny w Afganistanie
wymaga wysłania tam kilku tysięcy dodatkowych
żołnierzy z karabinami jest perwersyjne, jak grzeszna
była aktywność półmilionowego kontyngentu wojskowego USA we
Wietnamie.
A przecież Wietnam Południowy był wielokrotnie mniejszy
terytorianie od: Afganistanu, Somalii i Jemenu, żeby nie wspominać już o terenach Iraku i Strefy Gazy.
Ile milionów żołnierzy będą
chcieli więc wysłać z Europy do Afryki politycy
inspirowani przez prezydenta Obamę?
Tekla Stańczyk:
To jest odniesienie do szerszego tła politycznego
działań rządów Warszawy i Berlina, które zawarły w
1991 roku
Traktat o przyjaźni/ Freundschaftsvertrag zapowiadający
Polakom w Niemczech m.in. takie dobrodziejstwa jak możliwość
używania swojego języka ojczystego w kontaktach z urzędami?
- Czy rodzice polskich dzieci urodzonych w Niemczech i
mówiących w domach po polsku mogą zwracać się do
Urzędów Szkolnych w swoim języku ojczystym? Czy mogą po blisko 20 latach
obowiązywania Traktatu polsko-niemieckiego korzystać
chociażby z tego jednego zobowiązania traktatowego?
Stefan Kosiewski:
- Dobrze pani wie, że zobowiązania traktatowe nijak się
miały do tzw. rzeczywistości zarówno w Polsce jak i w
Niemczech, przed podpisaniem wspomnianej umowy, po podpisaniu, przed dwudziestu
laty, wczoraj i dziś.
Traktat powstał niejako na marginesie działań
politycznych wielkich mocarstw w stosunku do dwóch państw niemieckich i
jako pomysł Krzysztofa Skubiszewskiego na zaistnienie polskiego rządu w nowej
konfiguracji europejskiej. Skubiszewski w najwyższym chyba stopniu wtajemniczony
był wówczas w kręgach zachodnich (Tygodnik Powszechny
podniecał wtedy swoich czytelników informacją o członkostwie Skubiszewskiego
w jakimś ezoterycznym towarzystwie w Szwajcarii, czy Francji). Rząd RFN nie
przywiązywał w zasadzie uwagi do zapisów traktatowych, nie wyrażał
zainteresowania przebiegiem rokowań traktatowych, jeżeli takowe były, nie
prowadzono w tej sprawie żadnych konsultacji społecznych ani w Niemczech, ani w
Polsce. Ani przed spisaniem tej umowy, ani po 10 latach, przed możliwością
renegocjacji, poprawienia błędów w konstrukcjach intelektualnych Skubiszewskiego
i Stelmachowskiego, który - przypomnijmy - uwiecznił się także i przy tej okazji
nie tylko na fotografiach, w towarzystwie Kohla i Mazowieckiego. Nie zwracało się do nas z żadnym zapytaniem Ministerstwo Spraw
Zagranicznych w Warszawie także przed wysłaniem przez Ministra Sikorskiego
kontrowersyjnego Aide-Mémoire rządowi w Berlinie w grudniu ubiegłego
roku.
Tyle o tzw. wielkiej polityce, a wracając do wielu
problemów Polaków w Niemczech powiem krótko: żadnego z najmniejszych nawet
naszych problemów Traktat ten nie mógł pomóc rozwiązać, bo był rezultatem
efekciarskiego politykierstwa, a nie był konkretną
odpowiedzią na realne potrzeby polityczne. Rodzice polskich dzieci mogą więc
zwracać się w Niemczech do Urzędów Szkolnych w polskim
języku ojczystym, jak mówi stosowny zapis traktatowy, ale jak mówi moje ponad
27-letnie doświadczenie w Niemczech i przysłowiowy zdrowy rozum, tak samo nie zostaną zrozumiani przez
niemieckich urzędników jak nie jest powszechnie zrozumiały w Niemczech język
ojczysty kenijskiej rodziny Baraka Obamy.
Tekla Stańczyk:
Wspomniał pan o kontrowersyjnym piśmie Ministra
Sikorskiego z grudnia ubiegłego roku; na czym polega ta
kontrowersyjność?
Stefan Kosiewski:
Kontrowersyjny charakter działań podejmowanych przez rząd w Warszawie daje
się odczytać chociażby z braku woli politycznej Warszawy do użycia w stosunku do
Polaków w Niemczech określenia: mniejszość narodowa. Jeżeli Radek Sikorski nie
używa w swoim języku politycznym tego określenia w stosunku do Polaków takich
jak ja, to dla mnie jest on kontrowersyjną postacią polityczną.
Minister Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej
powinien chyba wreszcie zaprzestać prowadzenia antypolskiej polityki w stosunku
do Polaków i Polonii w Ameryce Południowej, na Białorusi i w Niemczech. Tego
Polacy na całym świecie oczekują od rządu w Warszawie.
Trzymając się konkretów i naszego w Niemczech podwórka:
Ambasada w Berlinie wciąż uznaje za wyłączną reprezentację Polaków w Niemczech
kilkuosobową bandę wyznaczoną do tej roli przez byłego agenta wywiadu PRL-u i
byłego ambasadora RP w RFN dra Andrzeja Byrta. Banda ta występuje jako tzw.
Konvent Polonii w Niemczech i za zgodą Ambasady RP decyduje o podziale kilkuset
tysięcy euro przyznawanych rokrocznie na tzw. projekty kulturalne realizowane
przez organizacje polonijne. W zdecydowanej większości środki te trafiają od lat
nie do Polaków, lecz do rąk osób, które osiedliły się w RFN wykazując swoją
bezsporną przynależność do narodu niemieckiego, lub mają żydowskie
pochodzenie narodowe. A przypomnijmy, że żydzi w Niemczech zorganizowani są w
Gminach żydowskich, które otrzymują wszechstronną pomoc i zdarzało się tak, że
te same osoby działały jednocześnie w Gminie żydowskiej w Kolonii i uchodziły na
salonach Konsulatu RP za polonijnych działaczy. Właśnie z takich działaczy
Andrzej Byrt powołał nie posiadającą osobowości prawnej bandę używającą nazwy
Konwent Organizacji Polskich, czy polonijnych w Niemczech.
Tekla Stańczyk:
Andrzej Byrt nie jest już od kilku lat ambasadorem, a
członkowie Konwentu składają się jednak z przewodniczących legalnie działających
w Niemczech organizacji, takich jak Związki Polaków "Rodło" i "Zgoda".
Stefan Kosiewski:
Istotnie mamy w Niemczech nowego Ambasadora, lecz
dyskryminująca Polaków w Niemczech, antypolska polityka MSZ w Warszawie,
prowadzona jest w taki sam, zawstydzający sposób jak za dawnych, niedobrych lat.
Protestowaliśmy wielokrotnie przeciwko temu i nie ustaniemy w protestach, bo nie
chodzi o to, że Alexander Zajac, który podawał się niegdyś za działacza
polonijnego przy parafii św. Wojciecha Polskiej Misji Katolickiej w Aachen,
porzucił to środowisko polonijne, by przenieść się wraz z Ambasadą do Berlina,
by tam pozostawać do dyspozycji urzędników ambasady, jak choćby w pierwszych
dniach grudnia ubiegłego roku, kiedy wspomniane Aide-Mémoire Ministra
Sikorskiego poprzedzone zostało nagłośnionym przez prasę w Polsce, a nie mającym
żadnego znaczenia politycznego spotkaniem Zajaca z przedstawicielami komitetu
doradczego RE, który opracowuje raport nt. przestrzegania przez Niemcy Konwencji
Ramowej RE o ochronie mniejszosci narodowych.
Niemcy przestrzegają na ogół wszelkich konwencji, które
tylko podpisują i będzie to wkrótce mógł zaświadczyć nie tyle jakiś niemiecki
minister, co sam Minister Radosław Sikorski, a to m.in. dzięki temu, że
członkowie Konwentu, Zajac i jemu podobni koledzy, pracują na rzecz dobrego
imienia rządu niemieckiego w świecie, a nie interesuje ich los Polaka w
Niemczech. Przekonałem się o tym osobiście w Brukseli 1 października 2009 roku,
kiedy to na jubileuszowym zjeździe organizacji przedstawicieli mniejszości
narodowych w Europie FUEN/ FUEV dowiedziałem się o przyjęciu do tej organizacji,
finansowanej głównie ze środków niemieckiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych,
Związku Polaków spod znaku Rodła. Przedstawiono mi nowego prezesa Rodła, Marka
Woycickiego, o którego dotychczasowej działalności polonijnej nic nie słyszałem,
więc zapytałem go, skąd on jest, z jakiej Gromady Związku Polaków w Niemczech?
Odpowiedział, że jest z Frankfurtu nad Menem. Wyraziłem więc swoje zrozumiałe
zdziwienie i zainteresowanie, gdyż to ja jestem od lat członkiem Gromady ZPwN
Frankfurt (wstąpiłem przed laty tylko i wyłącznie po to, by pomóc śp. pani
Balińskiej w działaniach integrujących nasze lokalne środowisko) a poza panem
Bochynkiem i kilkoma innymi osobami, które współuczestniczyły przed laty w
naszych wspólnych projektach (m.in. realizacji kilku audycji telewizyjnych dla
programu "Offener Kanal") nie poznałem niestety dotąd żadnych nowych członków
Oddziału. A tu pod nosem niejako wyrósł mi nowy prezes, członek Konwentu
prowadzonego przez Ambasadę i zaliczonego już przez finansowany z Berlina FUEN
do przedstawicieli mniejszości narodowych w Niemczech.
Zapytałem więc pana Woycickiego o wewnętrzne sprawy
związkowe, o trudności związane z osobą poprzedniego prezesa Rodła; wspomniałem
przy tym, że pragnąc zachować swoje zwykłe członkowstwo w ZPwN nigdy nie miałem
i nie mam ambicji pełnienia żadnej funkcji z wiadomego powszechnie powodu: dosyć
mam już innych, społecznych zajęć. Na moje pytanie o działalność Oddziału
Frankfurt Pan Woycicki odparł, że Oddział Frankfurt nie istnieje. Jak to nie
istnieje - zaoponowałem: a Pan Bochynek, a ja?
Na co mój rozmówca odrzekł, iż
wkrótce powoła jakąś niezależną firmę, która zajmie się ustalaniem listy
członków Związku Polaków w Niemczech i przesłaniem jej do Sądu Rejestracyjnego w
Bochum.
Nie kryłem swojego zdziwienia: Jak to? Zamierza pan
zapłacić jakimś żydom za to, żeby oni zajęli się ustalaniem tego, kto jest, a
kto nie jest członkiem Związku Polaków w Niemczech? Nie mogłem pojąć źródeł tych
intencji i dlatego zapytałem też: a kim pan właściwie jest? Polakiem, czy żydem?
Marek Woycicki nie uważał za stosowne odpowiedzieć Polakowi, członkowi Związku
Polaków w Niemczech na postawione mu, proste pytanie. Odszedł od stolika w
hotelu Conrad, w którym miała miejsce ta rozmowa. Mówię o tym wydarzeniu
dlatego, że znam działalność Odziałów ZPwN w kilku innych miastach niż Frankfurt
i jestem przekonany, że członkowie Związku, Polacy w Mannheim, Hamburgu,
Berlinie, Monachium, czy Bochum mogą być zainteresowani niepokojącymi
działaniami, nie zapowiadającymi żadnej przyszłości politycznej dla pana
Woycickiego ale i nie wróżących też nic dobrego dla Związku, w którym Polak
Polakowi bratem, jak mówi zasadnicza Prawda Polaków w Niemczech.
Tekla Stańczyk:
Woycicki był szefem Insytutu Kultury Polskiej w
Lipsku...
Stefan Kosiewski:
To Kazimierz Woycicki; kim ten, na marginesie mówiąc,
nie był: dziennikarzem w PRL-u, Dyrektorem Instytutu, potem Dyrektorem IPN-u w
Szczecinie, swoje zrobił. Też kontrowersyjna postać. Dla mnie chociażby dlatego,
że publicznie opowiedział się na jakimś kongresie za całkowitym wstrzymaniem
pomocy rządu niemieckiego dla organizacji polskich w Niemczech. Ja nie słyszem
osobiście o żadnym Polaku, który by się opowiadał za wstrzymaniem pomocy
finansowej udzielanej przez rząd niemiecki dla żydowskich obywateli. Dlatego też
ten człowiek był i pozostał dla mnie postacią kontrowersyjną, a jeśli jeszcze on
się podaje za członka jakiejś nieformalnej jak Konvent "Copernicus Gruppe",
wspólnie z Dyrektorem Deutsches-Polen Institut w Darmstadt, by wygłaszać
publicznie sądy mające uchodzić za miarodajne dla polityki, to ja dziekuję za te
tzw. nieformalne autorytety i pozostaję przy szacunku dla przedstawicieli
podmiotów rzeczywistych, istniejących w odpowiednich rejestrach sądowych,
weryfikowalnych przez machanizmy demokratyczne. Nie możemy się zgodzić na to,
żeby polityka międzynarodowa w Europie schodziła na psy.
Tekla Stańczyk:
Czy wobec tego nie należy brać tych pieniędzy, które
rząd niemiecki chce przeznaczyć na biuro Konwentu w Berlinie?
Stefan Kosiewski:
Jeżeli jeden chce dać, a drugi jest gotów pobrać to, co
mu się daje, to trzeci nie jest uczestnikiem tej transakcji. Rząd niemiecki
dawał już pieniądze na urządzenie biura dla tzw. Polskiej Rady w Niemczech i nie
tylko nazwisko Marchwiński utarzało się przy okazji w błocie rozliczeń i
pomówień. Z tego, co wiem funkcję odbiorcy w tzw. Bundesverband Polnischer Rat
przejął po redaktorze Marchwińskim (z Wolnej Europy) właśnie Alexander Zając, na
jego adres Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wysyłało z Bonn wezwania do
rozliczenia się chyba z jakichś 40 tys. DM. Jeżeli wtedy się rozliczył, to
pewnie będzie umiał się rozliczyć i z kolejnych pieniędzy. Nie tylko przed
ludźmi, ale i przed Bogiem. Historia Kościoła Katolickiego wspomina w zaraniach
Apostoła, który nie umiał sobie poradzić z balastem rozliczeń. Katolicy
wspominają tragiczne doświadczenie Judasza także po to, żeby umacniać się w
swojej wierze. Tymczasem główny problem Polskiej Misji Katolickiej w Niemczech
wydaje się być w tym, że zawładnął tą instytucję kościelną neokatechumenat w
osobach działaczy tzw. Rad Parafialnych. Są to osoby przyjmujące chrzest w wieku
dorosłym, jak ostatnio w Polsce Ludwik Dorn, a Polacy w Niemczech nie mają
niestety wykształconych właściwych sposobów reagowania na podobne zjawiska także
dlatego, że m.in. hierarchia Kościoła Katolickiego w Polsce nie odpowiada na
nasze wezwania o lustrację księży PMK i działaczy tych Rad Parafialnych pod
kątem ich współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. W tej materii także mam szereg
osobistych spostrzerzeń, ale może uwagami na ten temat podzielimysi przy innej
okazji.
Tekla Stańczyk:
Zapowiadane jest na styczeń spotkanie Konwentu oraz
przedstawicieli mniejszości niemieckiej w Polsce z przedstawicielami obu rządów.
Mówi się, że być może Niemcy gotowi są uznać przynajmniej część polskiej grupy w
Niemczech za mniejszość narodową. Wskazuje się na rolę, jaką może mieć w tym do
odegrania właśnie Związek Polaków w Niemczech zarejestrowany w Bochum. Czy
byłoby to częściowe zwycięstwo Polaków w Niemczech?
Stefan Kosiewski:
Skłócenie, podzielenie Polaków w Niemczech było stałym
celem działania antypolskiej Służby Bezpieczeństwa i zajęciem dla jej agentów.
Podzielenie organizacji polskich w Niemczech na stowarzyszenia finansowane przez
rządy i na organizacje, którym odmawia się jakiejkolwiek pomocy jest działaniem
jawnie antypolskim. Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek minister
Rzeczypospolitej Polskiej mógł pochwalać destrukcyjną działalność, czy też
udawać, że nie dostrzega docierających doń, alarmujących,
ostrzegawczych sygnałów.
Zapowiadane jest rozbijanie mniejszości polskiej w
Niemczech na mniejsze grupki, dzielenie i radzenie sobie przez niepolskich
polityków z niewygodnym problemem kilkumilionowej już obecności polskiej w
Niemczech na stary sposób, a rząd w Warszawie nie używa nawet w oficjalnym swoim
języku pojęcia: mniejszość polska. Brak odpowiedniego myślenia zastępuje się
grymasami: oto posłanka Steinbach ulega grymasom braci Kaczyńskich i Radia
Maryja. Neokatechumenat w Polsce może triumfować, podniesie się punktacja w
rankingu kandydatów na polityków, tzn ludzi, którzy z wieczystego kandydowania i
nic nierobienia po wyborach uczynili sobie w Polsce profesję.
O fałszywych kapłanach Pan Jezus mówił jako o wilkach
ubierających się w owcze skóry i przestrzegał przed takimi. Fałszywe kroki w
polityce są krokami króla, który przechwala się nowymi szatami, a łazi po
staremu z gołą dupą po świecie. Poeta przestrzega przed baranami, którzy gotowi
są postępować w każdym orszaku, żeby tylko móc przy tym zarobić, a gotowi są
nawet powtykać sobie tu i ówdzie, nie tylko w czapki i kapelusze, nieswoje piórka.
Dziękuję za rozmowę.
czwartek, 29 października 2009
Jesteśmy adwokatami wszystkich mniejszości narodowych w Rosji i nawołujemy do konkretnej poprawy położenia mniejszości
niedziela, 11 października 2009
Hans Heinrich Hansen, FUEV-Präsident in Brüssel am 1.Oktober 2009
FUEV-Präsident / FUEV / Mitglied des Europäischen Dialogforums Deutscher Nordschleswiger aus Dänemark Sundgade 14a DK-6320 Egernsund Denmark hhh@fuen.org +45 23499206 FUEN Jubilee Congress Brüssels 2009 http://sowa-frankfurt.ning.com/video/hans-heinrich-hansen
niedziela, 04 października 2009
Polityki nie robi tylko JEDNO, bo Polityka jest Wspólna Rzecz!
![]() Polityki nie robi tylko JEDNO, bo Polityka jest Wspólna Rzecz! Akt 3, scena 4, Uwe przemawia:Dodany przez sowa Heinrich Schultz Akt 3, scena 4 Uwe przemawia: Polityki nie robi tylko JEDNO, bo wtedy jest to tylko KASA, rozdzielanie pieniędzy i kupowanie ludzi. Polityka jest Wspólna Gra i Sprawa, w której Najważniejszy jest ten Najmniejszy, bo Polityka to jest Wspólna Rzecz! Na tym polega Subsidiaritätprinzip i Solidaritätprinzip, prawdziwa Solidarność, która dzisiaj niestety jest w nędzy. A przecież Narodom trzeba dać, podzielić zgodnie: Wolność, Równość i szczęście po Bratersku. Czyż nie mam racji, Bratko? Bij Brawo! Czyż nie o to się bijem wciąż? Czyż nie za to ginęli Bracia nasi, najmniejsi? Uwe milczy przez chwilę, po czym mówi: Godność, Wolność i Własność zwycięży, bo do Narodów należy ich Suwerenność. http://sowa-frankfurt.ning.com/video/polityki-nie-robi-tylko-jedno
sobota, 03 października 2009
ICE 16 Franfurt am Main - Brüssel 1. Oktober in Brüssel Akt 2, scena ostatnia. Uwe jedzie do Brukseli
![]() ICE 16 Franfurt am Main - Brüssel 1. Oktober in Brüssel Akt 2, scena ostatnia. Uwe jedzie do BrukseliDodany przez sowa „Man muss uns nicht
fürchten, |
Archiwum
Ostatnie wpisy
Zakładki:
EU-Fotos
FREUNDE - PRZYJACIELE
IN POLEN - W POLSCE
KOSIEWSKI
Księga - Gästebuch
KULTUR
LITERATUR
Narodowi socjaliści - komuniści - inne
NASZE - UNSERE
POLONIA i Polacy za granicami RP
SOWA
SOWA RADIO
SOWA VIDEO
UNIA & POLSKA
YES - POLAND
Tagi
![]() ![]() ![]() |